„Dzikus z
Północy kaleczy nożem niemowlę, by ukryć, że dziewczynka urodziła się bez
ogona. Gnijący członek Rady desperacko walczy o to, by wywołać wojnę.
Ubóstwiany syn z arystokratycznego rodu wyrzeka się własnego dziedzictwa i
godzi mieczem w swoich. Mieszkańcy opuszczają swoje domy i gospodarstwa ze
strachu przed istotami, których nikt nie widział od tysiąca lat. A rudowłosa,
bezogoniasta dziewczynka ucieka, by uratować życie.”
Ludzie boją się
tego, czego nie rozumieją. A jak rozumieć coś, czego samo istnienie zagraża
naturalnemu porządkowi rzeczy? I jak nie bać się istoty bez ogona w świecie,
gdzie posiadanie go jest niemal oznaką statusu? Wyznacznikiem tego, co
normalne i akceptowalne?
„Położył dziecko
na brzuchu i przesunął palcami po kręgosłupie. W miejscu, gdzie powinien być
ogon. Widzący świadkiem, że nie słuchał babskiego gadania, ale ten dzieciak
mówił sam za siebie. Ta mała nie była z Ym.
Jesteś
zgnilizną.
Wpatrywał się w
swoje ręce, jakby już miały zacząć gnić.”
Hirka to
wygadane, wszędobylskie dziewczę z wyjątkowym talentem do ładowania się w
tarapaty. Cięty język oraz gorąca głowa (tak gorąca, że aż ruda) nie są może najlepszymi
doradcami w sytuacjach zagrożenia życia, ale jakie gwarantują wrażenia! Tym
razem nasza dzielna Hirka rzuciła się na ratunek koledze, który utknął nad
przepaścią dzięki bandzie lokalnych łobuzów. Jeden, nieostrożny ruch chłopca
sprawia, że oboje przewracają się i lądują na krawędzi powalonego, spróchniałego
drzewa. Chciałoby się powiedzieć, że gorzej być nie może. A jednak! Pień nie
wytrzymuje i zaczyna się osuwać.
Na tym historia
naszej bohaterki się nie kończy. Chociaż, nie powiem, byłby to całkiem ciekawy
zabieg. A jeszcze ciekawsze – miny czytelników.
Wracając do
Hirki – chłopcu udaje się uciec, a ją samą z opresji ratuje przyjaciel z
dzieciństwa. Przyjaciel, którego nie powinno tam być. A jednak zjawia się i pomaga
Hirce, zapoczątkowując jej podejrzenia oraz cały, owiany tajemnicą kalejdoskop
zdarzeń.
Przyznam, że z
początku trudno było mi zakotwiczyć się w tej historii. Autorka miała irytującą
tendencję do bombardowania czytelnika gradem niezrozumiałych pojęć oraz
boleśnie krótkich zdań. Zostajemy zanurzeni w świecie, o którym nie wiemy
praktycznie nic, a bohaterka jest jego częścią od urodzenia. Nikt nie tłumaczy
nam, co jest czym, więc trzeba popłynąć z fabułą i odkryć to na własną rękę. Czasem
ciężko było się w tym rozeznać i jestem pewna, że gdybym przeczytała książkę
drugi raz, zrozumiałabym znacznie więcej. Zrozumienia nie ułatwiały poszarpane
zdania, które wybijały z rytmu podczas lektury. Wydaje mi się to znamienne dla
debiutantów, a sama piszę i znam tę bolączkę, więc dałam warsztatowi czas na rozwinięcie
skrzydeł. I nie zawiodłam się. Im dalej w tekst, tym płynniejszy był język.
Pomagał w tym także rozwój fabuły oraz ogólne zainteresowanie, co stanie się
dalej. Pokonanie pierwszych pięćdziesięciu stron zajęło mi trochę czasu, ale
potem… potem zapomniałam o tych wszystkich zgrzytach i z czystą przyjemnością
popłynęłam z nurtem akcji.
Co mogę
powiedzieć na pewno, to że jestem pod wrażeniem postaci w tej książce. Nie było
ani chwili, żebym poczuła się wytrącona niespójnością charakterów. Każdy
bohater żył własnym życiem, był rozpoznawalny, miał swoje zwyczaje, osobowość.
Hirka nigdy nie darowała sobie jakiejś celnej riposty, Rime balansował na
granicy między powinnością a osobistymi dążeniami, natomiast Vetle był
rozbrajająco beztroski, co w dużej mierze wynikało z jego stanu. Z zapartym
tchem śledziłam rozwój relacji Hirki i Rimego, ludzi z dwóch różnych światów, środowisk
kontrastujących ze sobą tak mocno, że ich przyjaźń nie powinna mieć miejsca. W
jakiś dziwny, pokrętny sposób lubiłam czytać nawet o Urdzie, zepsutym do cna
synu jednego z członków rady. Bawiły mnie jego obserwacje, czasem zwyczajnie
prostackie, czasem zaskakująco prawdziwe, ale niezmiennie toksyczne. Z zaciekawieniem
wyglądałam też obecności Kuro, kruka towarzyszącego Hirce. Wydaje mi się, że są
to postaci z rodzaju tych, które pozostają w człowieku na dłużej. A
przynajmniej o których nie zapomni się z chwilą sięgnięcia po kolejną powieść.
„ – Myślałam, że
tak jest tylko w legendach! Że tylko bogowie mogą tak się czuć! – powiedziała
na tyle głośno, na ile pozwalała jej odwaga.
– Może jesteśmy
bogami. – Pociągnął ją za sobą przez most i usłyszała jego śmiech.”
Na zakończenie
powiem, że mam poksiążkowego kaca. Chcę więcej! Na moje pocieszenie, „Dziecko
Odyna” to dopiero pierwszy tom tej serii. Miło było towarzyszyć bezogoniastej w
drodze ku zrozumieniu własnej natury, w walce o to co słuszne, a nie wygodne. Mimo
niejasnych początków i nieco chaotycznej narracji warto dać tej książce szansę.
Może się okazać, że trafiliście na prawdziwą, young adultową perełkę. ;)
Ocena książki:
Autor: Siri
Pettersen
Tytuł: Dziecko
Odyna
Cykl: Krucze
Pierścienie (tom I)
Wydawnictwo:
Rebis
Liczba stron:
648